sobota, 4 lipca 2015

Książki na wakacyjne wieczory

Wakacje już trwają. Przed każdym wyjazdem mam dylemat – co ze sobą zabrać do czytania, aby nie „umrzeć” z nudów w drodze. Książki czytać lubię, szczególnie krwawe kryminały ze Skandynawii, chociaż poczciwym Cobenem czy Grishamem też nie pogardzę.

Od jakiegoś już czasu dostaję od znajomych książki z serii lekkich i przyjemnych. Opowiadają losy odważnych ludzi, którzy zdecydowali się zmienić swoje dotychczasowe życie i zamieszkać w innym kraju. Książki może nie porywają swoją rozbudowaną fabułą – są raczej formą pamiętników opisujących trudności, na jakie natrafia cudzoziemiec chcący zaaklimatyzować się w nowym otoczeniu – często w małej wiejskiej społeczności. Niedawno będąc w słynnym supermarkecie ze znaczkiem owada sama zakupiłam tego typu pozycję. Na lato w sam raz!

Scenariusz tego typu książek jest jeden – główna bohaterka (często autorka) jedzie na wakacje, aby zapomnieć o problemach (zdradzie). Trafia do małej wioski (w Hiszpanii, Grecji lub we Włoszech) i się zakochuje….nie nie nie, nie w kimś (pamiętajmy, że nie jest to romans!) ale w miejscu i ludziach. Odkrywa, że istnieje „inny” świat, w którym ludzie (pomimo braku stałych dochodów) są szczęśliwi. Po powrocie do swojej szarej rzeczywistości odkrywa, że jednak nie pasuje już do swojego życia. Nie czuje się wolna i spełniona. Porzuca rodzinę, przyjaciół, pracę, pakuje walizki. Wyjeżdża. Zaczyna nowe życie. Ot cała fabuła.

Pomiędzy rozdziałami odnaleźć można lokalne smaki – aromatyczne pomidory, pachnące zioła. Autorki wrzucają sprawdzone przez siebie przepisy na typowe dania z regionu – nie polecam czytać na pusty żołądek. Kuchnię zarówno hiszpańską jak i grecką uwielbiam (nie lubię tylko Grecji) więc książki traktuję również jako przewodniki kulinarne.

Czytając już kolejną tego typu pozycję obudziła się we mnie zazdrość. Pozytywna, ale jednak zazdrość. Sama nie wiem czy byłabym w stanie postawić wszystko na jedną kartę – złożyć wypowiedzenie z pracy, sprzedać dom/mieszkanie, pożegnać się z bliskimi, kupić bilet na samolot i rozpocząć wszystko od nowa w innym kraju. Podziwiam te kobiety, że nie bały się zaryzykować i postawiły na swoje szczęście. Wygrały!
Pierwszą książkę „Dom na Zanzibarze” dostałam kilka lat temu od znajomego zafascynowanego Zanzibarem i jego mieszkańcami. Poznał tam Polkę, Dorotę Katendę, która ułożyła sobie życie na rajskiej (jak pisze) wyspie. Pani Dorota założyła biuro podróży, wybudowała dom na wyspie i do tej pory organizuje wyprawy. Wraz z książką dostałam wianuszek z goździków, którego aromat utrzymywał się w pokoju jeszcze przez kilka dobrych miesięcy. Czytając o Zanzibarze i „przygodach” Pani Doroty mogłam chociaż na chwilę przenieść się w inny świat – nie wychodząc z własnego łóżka ;-)

Następne książki dostałam od Mamy i Koleżanek. Najbliższa mojemu sercu jest „U mnie zawsze świeci słońce” autorstwa Victorii Twead. Opowiada ona losy małżeństwa Victorii i Joeya, które zdecydowało (Victoria zdecydowała) się przenieść z deszczowej Anglii do słonecznej Hiszpanii (marzenie). Sprzedali dom, spakowali Ciotkę Elsę i wyruszyli. W małej hiszpańskiej wiosce kupili stary dom, kury i znaleźli szczęście oraz nowych przyjaciół. Z kolei „Pod błękitnym greckim niebem” to opowieść o miłości Jennifer Barclay do Grecji. Próbuję ją zrozumieć, ale mi nie wychodzi. Niestety nie odnajduję w Grekach tego, co ona. Jennifer jest dziennikarką podróżniczą, więc było jej łatwiej „porzucić” dotychczasowe życie (albo to życie porzuciło ją) i osiąść na jednej z greckich wysp. Najmniej przypadła mi do gustu „Toskania dla początkujących” historia Belindy zdradzonej przez męża. Wyjeżdża ona do Toskanii, kupuje dom, w którym wynajmuje pokoje i piękna Toskania - czego potrzeba więcej. Niestety zgorzkniała Belinda nie pozwala w pełni cieszyć się czytaniem.

A Wy, co sądzicie o tego typu książkach? Macie jakąś godną polecenia na wakacyjne upały?

~Szczepson~