wtorek, 5 kwietnia 2016

Kasprowy vs Sölden...i dlaczego Kasprowy jest przegranym

Widok z Kasprowego Wierchu
W zamierzeniu było stworzenie postu o Malcie, ale że wiosna zawitała to postanowiłam pożegnać się z zimą, chociaż nie wiem, kiedy przeminęła. Przy okazji chciałam porównać dwa ośrodki narciarskie - Sölden w Austrii oraz Kasprowy Wierch w Polsce.

Na miejsce pożegnania wybrałam Kasprowy Wierch w Tatrach. Prognozy pogody zapowiadały piękne słońce, warunki idealne do ostatnich szusów na nartach.

1. Parking
Pierwszy problem już na "parkingu" a raczej miejscu postojowym w okolicy ronda Jana Pawła w Zakopanem. Turystów, jak na lekarstwo ale pan "parkingowy" z uporem maniaka upychał kilka samochodów, blisko siebie ryzykując zarysowanie karoserii ("parking" nie ponosi odpowiedzialności za straty), aby jak najwięcej się zmieściło. Zaznaczę, że połowa miejsc była pusta ale to słaby argument dla wspomnianego pana. Kolejne zaskoczenie za "parking" płacimy już przy parkowaniu a do ręki dostajemy "kwit parkingowy" bez ceny..
Celowo użyłam słowa "parking" w cudzysłowie ponieważ błotnisto-kamienistej alejki nie można nazwać parkingiem.

W Sölden parking gratis, tzn bez opłat. Jeśli chcemy pozostawić samochód na kilka dni, musimy udać się do informacji turystycznej, gdzie otrzymamy stosowną kartę. Parking mieści się na Postplatz i jest wyasfaltowany.

Taki klimat tylko na Kasprowym
2. Skipass
Karnet na cały dzień na Kasprowym kosztuje 130 zł / normalny i obejmuje wjazd kolejką na szczyt, możliwość jazdy na dwóch wyciągach oraz zjazd jedną z dwóch nartostrad.

Karnet na cały dzień w Sölden kosztuje 51 euro (tj ok 230 zł) / normalny i do naszej dyspozycji są 33 wyciągi i trasy o łącznej długości 150 km.

3. Trasy i infrastruktura
Coby nie napisać i tak Kasprowy wypadnie blado. Ja mam olbrzymi sentyment do trasy na Goryczkowej. Mój pierwszy zjazd z Kasprowego był właśnie po niej i tak już zostało, że ją uwielbiam. Nic się przez te lata nie zmieniła - dosłownie - te same muldy, ten sam stary wyciąg, który jest pewnie starszy niż ja. Niestety wiosna przyszła i nartostrada (również moja ulubiona) do Kuźnic została zamknięta, więc nie miałam dziś okazji sprawdzić, co słychać po drugiej stronie góry. Hali Gąsienicowej nie będę opisywać, bo od małego za nią nie przepadam - kojarzy mi się z jeżdżeniem w półotwartej beczce. In plus widoki nieziemskie!

Niestety brak możliwości sztucznego naśnieżania w Parku Narodowym prowadzi do tego, że w kwietniu przy pięknym słońcu i temperaturze 20 stopni jeździ się po kosówce i kamieniach! Może i sztuczne naśnieżanie jest złe, ale z pewnością ochroniłoby wiele drzewek. A tak dziś kilka razy udało mi się ściąć nartami kosodrzewinę, która w naszym kraju podlega ochronie.

Kolejne zaskoczenie: ceny "na górze" - typowo austriackie. Korzystanie z toalety płatne 2,5 zł! A za co? Otóż - woda do toalety jest sprowadzana z Myślenickich Turni a to kosztuje, odpady są zwożone do Zakopanego do utylizacji, a to także kosztuje. Zgadzam się, płaćmy za to, ale może nie wyciągajmy od turystów kolejnych złotówek a doliczmy korzystanie z toalety do ceny wyjazdu na górę.

Ceny w najwyżej położonej restauracji w Polsce (slogan reklamowy) zaskakują. Obiad kosztuje w graniach 15-20 zł (przyzwoicie), butelka wody mineralnej 6 zł - w markecie kupuję taką samą za 1,9 zł.

Restauracja ICE Q
Sölden - 150 km tras mówi samo za siebie. Ja dodam jeszcze, że idealnie wyratrakowane, z grubą pokrywą śniegu i szybko działającymi wyciągami. Nie wiem, czy mam ulubioną trasę w Sölden....podoba mi się na szczycie Gaislachkogl, gdzie mieści się restauracja Ice Q.

W ubiegłym roku w kwietniu, pomimo już zamykania ośrodka, trasy były sztucznie naśnieżane. Narciarze mieli komfort jazdy i żadna roślinności nie ucierpiała - przynajmniej pod moimi nartami!

Korzystanie z toalet bezpłatne. Za lunch płaciłam (już z napojem) ok 5-10 euro - w zależności na co miałam ochotę, czy była to tylko zupa czy Wiener Schnitzel czy Apfelstrudel.

W zamierzeniu chciałam porównać polski ośrodek narciarski z austriackim, ale im więcej pisałam, tym słabiej wypadała Polska. Zawsze chętnie jeżdżę na nartach po naszych trasach, ale denerwuje mnie, że nie może kilka osób się porozumieć i stworzyć nam dobrych warunków do uprawiania narciarstwa. Sądzę, że warto skorzystać z doświadczenia innych i przenieść to na polski grunt. Może PKL oraz lokalne firmy pójdą po rozum do głowy i nie będą żerować na turście-narciarzu, bo przecież jak jeździ na nartach to bogaty. Tak bogaty i chętnie wyda pieniądze, ale żeby to wydawanie było współmierne do jakości świadczonych usług.

A Wy jaki macie ulubiony ośrodek narciarski? Podzielcie się swoim zdaniem w komentarzach poniżej lub na profilu na Facebooku. Zapraszam do dyskusji!

~Szczepson~

piątek, 1 kwietnia 2016

Powróćmy jeszcze raz do...Kranjska Gora i Planica

Velikanka
Finał Pucharu Świata w skokach narciarskich odbywa się, co roku w połowie marca w Słowenii. Skocznia położona jest w Planicy. Oprócz przepięknych obiektów sportowych nie ma tam bazy hotelowej, dlatego zarówno zawodnicy jak i kibice śpią w Kranjskiej Gorze, oddalonej od Planicy o ok 10 km.

Baza noclegowa jak na tak małe miasteczko jest dość dobra. Jest kilka hoteli o standardzie 4*-3* i mnóstwo tzw kwater prywatnych. Nie są to jednak pokoje do wynajęcia znane nam chociażby z Zakopanego. Większość prywatnych miejsc noclegowych to dobrze wyposażone i nowoczesne apartamenty.

W samej Kranjskiej Gorze niewiele jest do zobaczenia. Zimą miłośnicy sportów mają do dyspozycji kilka tras narciarskich o różnym stopniu trudności. Nieopodal Kranjskiej Gory w Podkoren jest trasa FISowska, na której organizowane są zawody Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim.



Dla pasjonatów kościołów w samym centrum znajduje się kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Kościół pochodzi z XIV w i pierwotnie nosił nazwę Matki Bożej Białego Żwiru. Z czasów romańskich zachowała się już tylko dzwonnica. Obecny wygląd zawdzięcza Jernejowi Firtalerowi z Villach. Architekt zaprojektował go w 1510 roku. Niestety za każdym razem jak jestem w Kranjskiej Gorze to drzwi kościoła są zamknięte. Chyba trzeba będzie jeździć do skutku, aż uda się wejść do środka.

Powyżej Kranjskiej Gory natrafimy na przecudnie położone jeziorko "Jasna" z krystaliczną wodą. Jezioro składa się z dwóch sztucznie stworzonych zbiorników wodnych u zbiegów potoków Velika Pisnica i Mala Pisnica. Jezioro otaczają majestatyczne Alpy Julijskie. W sezonie letnim można skorzystać z licznych tras spacerowych wokół, w sezonie zimowym nie polecam (szczególnie w trampkach) - dość ślisko. Amatorzy wędkarstwa także znajdą tutaj coś dla siebie. Podczas wizyty na jeziorkiem należy zrobić sobie zdjęcie z wykonanym z brązu koziołkiem ("Kozorog").

Jako stały bywalec "kurortu" mogę polecić dobrą pizzerię przy hotelu "Kotnik" - nieopodal kościółka. Ceny znośne a pizza naprawdę dobra. Kolejnym miejscem godnym uwagi jest Pensjonat "Lipa" i serwowane w nim dania kuchni międzynarodowej. Również dobra pizza a do tego przeróżne makarony. Osoby lubiące coś bardziej swojskiego będą dobrze się czuły w restauracji "BOR", gdzie można spróbować kotleta-giganta.

Słoweńcy jako jedyny naród (poprawcie mnie, jeśli się mylę) mają kompleks skoczni od malutkiej do największej "mamuciej" w jednym miejscu. W kolejnych latach planują jeszcze wybudowanie w Planicy hotelu. Kompleks nosi nazwę "Nordic Centre Planica" i na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat uległ olbrzymiej przemianie. Zmodernizowano skocznię mamucią, na której są już możliwe loty powyżej 240 metrów! Obok stoi siedem mniejszych skoczni od HS 15 do HS 135. W budynku na przeciwko Velikanki mieści się na dwóch piętrach muzeum narciarstwa, platforma widokowa. Oprócz tego jest tunel aerodynamiczny oraz zaplecze gastronomiczne. Miłośnicy narciarstwa biegowego także znajdą coś dla siebie. Trasy dla biegaczy są już nie tylko dostępne w zimie, ale także i w cieplejszych miesiącach (trasa zadaszona).

W planie było napisanie kilku zdań o Kranjskiej Gorze i zrobienie fotorelacji. Wyszła jednak całkiem spora notka o kolejnej urokliwej miejscowości na mojej turystycznej mapie. Mam słabość do takich miejsc - chociaż dalej numerem jeden jest Ruka w Finlandii, o której pisałam w notce "Magical Ruka".

~Szczepson~

czwartek, 24 marca 2016

Ljubljana - urocza stolica Słowenii

W Słowenii byłam już wielokrotnie przy okazji finału Pucharu Świata w skokach narciarskich. Niestety nie miałam jeszcze okazji odwiedzić stolicy – Ljubljany. Tym razem jednak zdecydowałam się lecieć samolotem i skorzystać z dodatkowego dnia wolnego i zwiedzić miasto.

Na lotnisku im. Jože Pučnika w Ljubljanie-Brnik wylądowałam we wtorkowe popołudnie. Autobusy z lotniska do centrum miasta odchodzą o równej godzinie. Podróż trwa ok 40 min, bilet normalny kosztuje 4 euro. Po dotarciu do swojego hotelu, udałam się na spotkanie ze znajomymi. Myślałam jeszcze o wieczornej przechadzce po oświetlonych uliczkach Ljulbljany ale zaczął padać deszcz. Może innym razem....

Na spacer po Ljubljanie przeznaczyłam całe środowe przedpołudnie. Zaczęłam od wzgórza zamkowego. Na Ljubljanski Grad można dostać się piechotą albo kolejką linową. Ja wybrałam pierwszą wersję. Spacer kamienistą ścieżką zajął mi ok 20 min. Widoki z wzgórza zamkowego na stare miasto oraz śródmieście wspaniałe - szkoda tylko, że cały czas było pochmurnie.Nie zwiedzałam zamku w środku, ponieważ chciałam jeszcze pospacerować brzegiem rzeki oraz zjeść ciasto czekoladowe w najlepszej cukierni w Ljubljanie „Zvezda”.


Po zejściu ze wzgórza zamkowego znalazłam się na targu nieopodal katedry św. Mikołaja. Akurat tematem przewodnim była Wielkanoc, mogłam więc zobaczyć typowe dla Słowenii palmy wielkanocne. Mijając targ trafimy na słynny, secesyjny „Smoczy Most” (Zmajski most). Most został ozdobiony miedzianym smokiem, który stał się symbolem miasta. Idąc dalej wejdziemy na ulicę Trubarjeva Cesta, gdzie pomiędzy domami na linie wiszą buty. „Buszując” po internecie znalazłam różne wytłumaczenia tego zjawiska – a to, że to symbol kupców; a to że studenci po zakończeniu nauki rzucają trampki na linę, aby jeszcze wrócić do miasta....

Centralnym punktem starego miasta jest plac Preserna, na którym stoi pomnik Franceta Preserna (poety z epoki romantyzmu, autora hymnu Słowenii) oraz kościół Franciszkanów. Na drugą stronę miasta można się udać przechodząc przez „Potrójny most” (Trimostovje). Most znajduje się na miejscu starego drewnianego, który łączył Europę z
Bałkanami. Słynny słoweński architekt Joze Plecnik dodał jeszcze dwa boczne mosty dla pieszych.

Pomiędzy mostem Potrójnym a mostem Smoczym znajduje się nowy most Mesarski z osobliwymi rzeźbami Jakova Brdara. Na balustradzie zakochani zawieszają kłódki z wygrawerowanymi imionami, będącymi symbolem ich wiecznej miłości.

Moje wrażenia po wizycie w Ljubljanie: Było bardzo spokojnie, kameralnie i w pewnym sensie uroczo. Mieszkam w Krakowie, gdzie na co dzień spotykam setki turystów, w Ljubljanie – spotkałam ich kilku. Oprócz tego, Ljubljana to miasto dla rowerzystów – tylu tras rowerowych, co w centrum Ljubljany nie ma w całym Krakowie. Godne naśladowania! Zdecydowanie
mogę powiedzieć, że zakochałam się w tej uroczej stolicy Słowenii!

Przygotowując się do wyjazdu przeglądnęłam "cały" internet. Dzięki za wszelkie wskazówki Kami and the Rest of the World, były bardzo pomocne.
A Wy byliście już w Ljubljanie? Co sądzicie o tym mieście? Podzielcie się swoimi wrażeniami w komentarzach lub na moim profilu na Facebooku.

 ~Szczepson~

wtorek, 16 lutego 2016

Oslo - najstarsza stolica Skandynawii

Oslo – stolicę Królestwa Norwegii oraz najstarszą stolicę Skandynawii odwiedziłam pierwszy raz z okazji Mistrzostw Świata w narciarstwie klasycznym w 2011 roku. Potem wielokrotnie wracałam do tego uroczego i bardzo drogiego miasta.

Stolice europejskie kojarzą mi się przede wszystkim z błyszczącymi drapaczami chmur, skomplikowaną siatką połączeń komunikacyjnych i ludźmi w biegu.  Oslo – jak na kolebkę sportów zimowych oraz najstarszą stolicę Skandynawii przystało zachowało swój dawny urok. Drapacze chmur są ale wtopione w
lokalny krajobraz, komunikacja miejska szybka do rozpracowania, ludzie w biegu – nie widziałam.  Pod względem powierzchni Oslo jest największą stolicą Europy o najmniejszym zaludnieniu. Miasto powstało prawdopodobnie w 1050 roku. Od XVII wieku nosiło nazwę Christiania. Po 1814 roku, po wyzwoleniu spod duńskiego panowania ostatecznie stała się stolicą. Nazwa "Oslo" powróciła w 1925 roku. Tyle przewodnik.

Jakiś czas temu w internecie mignął mi artykuł na temat Oslo z tytułem, który do tej pory tkwi w mojej głowie. „Oslo - dolecisz za grosze”. Niestety na miejscu wydasz majątek. Święta prawda! Zwykły dojazd kolejką z lotniska Gardermoen do centrum kosztuje blisko 100 kr,
przeliczając na złotówki ok 50 zł. Podróż trwa 20-30 min. W czasie moich pobytów korzystałam z karty miejskiej, aby zminimalizować koszty komunikacji. Taką kartę można kupić w kiosku. Zazwyczaj kupowałam na tydzień, wtedy koszt jednego przejazdu już nie był tak wysoki.
Oslo będzie wymarzonym miejscem dla osób, które chcą obcować z naturą a przy okazji uczestniczyć w życiu miejskim.

Co zobaczyć w Oslo?

Oczywiście Pałac Królewski. Szczególną atrakcją miejscowego Wawelu jest widowiskowa zmiana warty. Młodzi i przystojni mężczyźni przemierzają plac przed zamkiem a "tłumy" gapiów ich fotografują. Muszę przyznać, że nawet na mnie wywarło to wrażenie a przecież pochodzę z królewskiego miasta - niestety u mnie nie ma zmiany warty :(

Główna ulica i serce miasta Karl Johans gate. Ulica swój początek ma przy dworcu głównym i prowadzi aż do Pałacu Królewskiego. Wzdłuż ulicy markowe sklepy, restauracje oraz kawiarnie.
Park Frogner z rzeźbami Gustava Vigelanda. Każdy podróżujący do Norwegii zapewne słyszał o parku z niezliczoną liczbą rzeźb, przedstawiających nagie postacie. Główną atrakcją jest monolit w samym centrum parku.

Wybrzeże Akker Brygge oraz Ratusz. Akker Brygge - najdroższa i najbardziej urocza dzielnica Oslo. Dawne hale stoczni zostały odrestaurowane i teraz mieszczą się w nich restauracje, kawiarnie, galerie czy butiki. W ciepłe miesiące wybrzeże zapełnia się ludźmi, którzy siadają na brzegu i cieszą się promieniami słońca, popijając kawę. W pobliżu Akker Brygge znajdziemy ratusz oraz starą twierdzę Akershus.
Poza centrum mieści się Muzeum Łodzi Wikingów. Warto poświęcić pół dnia na wycieczkę do muzeum, aby na własne oczy zobaczyć przepięknie zachowane łodzie Wikingów - najlepiej zachowane łodzie na świecie.

Muzeum Narodowe z słynnym obrazem „Krzyk” Edwarda Muncha. Miłośnikiem ani znawcą sztuki nie jestem ale przed obrazem Muncha stałam blisko pół godziny. Dzieło norweskiego malarza pamiętam z czasów liceum, kiedy to na fakultecie z języka polskiego poznawaliśmy ekspresjonistów.
Wzgórze Holmenkollen, czyli cel moich wyjazdów do Oslo. Jak ja zazdroszczę Norwegom, że mogą ubrać buty do biegania, wsiąść do metra i po 15 minutach jazdy przypiąć biegówki i biegać....marzenie. W Norwegii narciarstwo biegowe jest uznawane za ogólnodostępną formę rekreacji. Na nartach biegają zarówno zwykli śmiertelnicy jak i członkowie rodziny królewskiej. Pod skocznią można zobaczyć pomnik króla Olafa V - na biegówkach oczywiście. Nad najstarszą stolicą Skandynawii króluje przepiękna skocznia
Holmenkollbaken. Obok Ruki w Kuusamo i Wielkiej Krokwi w Zakopanem najpiękniejszy obiekt a na pewno najdostojniejszy. To na niej nasz Adam Małysz pięciokrotnie zwyciężał w zawodach Pucharu Świata i również tutaj po ostatnim konkursie Mistrzostw Świata ogłosił, że kończy swoją karierę sportową.
Dla szukających rozrywki polecam Ice Bar. Lodowy bar, do którego wchodzi się ubranym w błękitne płaszcze chroniące przed zimnem. Drinki popija się z lodowych kieliszków, siedzi się na lodowych ławach.
Karta Oslo Pass - coraz więcej miast wprowadza kartę uprawniającą do darmowej komunikacji oraz dającą możliwość wstępu do muzeów. Również w Oslo można zakupić Oslo Pass. Z pewnością nie stracimy a możemy wiele zyskać.

A Wy byliście już w Oslo? Która z atrakcji najbardziej Wam się podobała? Podzielcie się swoimi opiniami w komentarzach.
~Szczepson~

czwartek, 4 lutego 2016

Magical Ruka

I've thought about writing a text about Ruka several times in the past and have always found myself at a loss for words to describe something that is so beautiful in its essence. Words simply cannot describe the beauty of this small Finnish village. I fell in love with this little piece of our planet Earth.

What I find most captivating is the peaceful aura of the surroundings and the truly wintry landscape – white trees, snow creaking under your boots, and temperatures that often fall well below zero. My record is -20 degrees. While taking a walk, it is not uncommon for one to meet a herd of reindeer. The main rule in Finland is: always yield to reindeer!

Ruka is located in the northern part of the country, the next nearest town is 30 km away (Kuusamo), and the nearest airport is approx. 40 minutes away by car. It is one of the most popular holiday resorts in Finland, though at the same time it is a protected nature conservation area. (I was once able to book a hotel in Kuusamo for my customers – my astonishment was huge when they asked me for a contract and the money transfer bank account number.) There is a building with tourist information by the parking lot, whereas the Safaritalo building houses a company that organizes tours of the surrounding areas.

In the winter, the village turns into a real resort for winter sports fanatics. Skiers can look forward to 34 well-prepared downhill ski slopes (30 of them with artificial lighting), which are easily accessible thanks to nearly 20 different kinds of ski lifts. The total capacity amounts to more than 25,000 skiers per hour – which sounds and looks pretty good. The longest slope is 1300 meters long.

sobota, 2 stycznia 2016

Sezon narciarski rozpoczęty

Z uczuciem lęku wsiadałam do autokaru, który miał mnie zabrać na narciarski wyjazd do Włoch. Moim celem były dwie doliny - Val di Sole (dolina Słońca) oraz Val di Fiemme (dolina Płomieni). W całej Europie panowała jeszcze wiosenna aura i śniegu jak na lekarstwo, a znając mentalność Włochów nie sądziłam, że trasy będą tak dobrze przygotowane.

Może nie było ich mnóstwo i trzeba było jeździć po tych samych kilka razy - rozpieszczona jestem przez austriacki Tyrol i marudzę, jak muszę trzy razy w ciągu jednego dnia zjechać z tej samej górki ;-) ale warto było spędzić te kilka dni na stokach Val di Sole oraz Val di Fiemme.

Nasz pierwszy, narciarski dzień spędziliśmy na trasach w Ponte di Legno. W tym rejonie byłam ponad 10 lat temu i pamiętałam, jak przez mgłę, że trasy należą do tych z gatunku wymagających. Nie można odpuścić. Skupienie na maksa. Jak na Dolinę Słońca przystało pogoda dopisała. Do tego "sztruks" na trasie, zero muld i zero narciarzy. Z czystym sumieniem muszę napisać, że mi się podobało. W ciągu dnia zrobiliśmy sobie przerwę na kawę oraz bombardino w schronisku "Capana Valbione" nad jeziorem Isola Valbione, które charakteryzowało się przepiękną turkusową barwą. Wokół jeziora w sezonie letnim amatorzy golfa mogą w Tonale połączone jest kolejką gondolową. Wspaniałe rozwiązanie - połączenie dwóch ośrodków w jeden. Wyrazy uznania dla pomysłodawcy. Samo Tonale i lodowiec Presena rozczarowało. Poza tym lodowiec to i tak duże słowo dla kawałka lodu przykrytego dziwnymi szmatami. Nie jestem z gatunku ekologów ale skoro lodowiec jest taki skromny, to po co go jeszcze eksploatować? Jedna trasa i to marnie przygotowana, nie zachęcała do szusowania. "Ośle łączki" w Tonale sprawdziły się dla początkujących narciarzy. Idealnie przygotowane i dobrze ze sobą skomunikowane - pomimo braku naturalnego śniegu.
urokliwym miejscu rozegrać rundkę. Obecnie Ponte di Legno oraz Passo

Z Tonale pojechaliśmy do ośrodka Marilleva/Folgarida, który połączony jest z Madonną di Campiglio. Niestety zbyt wysokie temperatury nie pozwoliły wyprodukować dostatecznej ilości śniegu, aby przedostać się z Marillevy do Madonny. A szkoda, bo w Madonnie są trasy FIS-owskie, na których można sprawdzić, co tak naprawdę się potrafi na nartach. Nie sztuką jest jeździć na nartach, po łatwych stokach przygotowanych do carvingu. Dla mnie istotą narciarstwa jest utrzymanie takiego samego poziomu jazdy również na bardzo wymagających stokach. Marilleva jest jak Kaprun w Austrii - typowo polska. Na każdym kroku słychać język ojczysty. Cieszy, że tylu rodaków pokochało narciarstwo. Martwi, że tylu Polaków jeździ pod znaczącym wpływem alkoholu. Na szczycie Monte Spolverino jest knajpka, gdzie obsługa posługuje się językiem polskim.

Ostatni dzień w Val di Sole spędziliśmy w Pejo. Moim zdaniem najsłabszy z ośrodków tego regionu. Pół dnia można poświęcić na tzw rozjeżdżenie i aklimatyzację. Trasa, po której jeździliśmy pozwala podszkolić umiejętności zarówno techniczne jak i wzmocnić mięśnie nóg, ponieważ jest długa i dość wypłaszczona, czyli trzeba się dobrze zorganizować, aby nie utknąć gdzieś w połowie drogi. Z powodu braku śniegu do końca nie był przygotowany zjazd pod dolną stację gondolki, ale nam się udało zjechać bez uszczerbku na sprzęcie :-)

Przejazd z Val di Sole do Val di Fiemme trwa ponad dwie godziny. Ośrodki w Val di Fiemme, które miałam przyjemność zwiedzić na nartach to Alpe Cermis w Cavalese oraz Ski Center Latemar w okolicach Predazzo. Niestety nie dane mi było tym razem znaleźć się na skoczni, na której Adam Małysz i Kamil Stoch zdobywali swoje medale podczas Mistrzostw Świata w narciarstwie klasycznym. Udało się za to pojeździć na trasie w Alpe Cermis, po której wspina się Justyna Kowalczyk w finałowym biegu w ramach Tour de Ski.

Zacznę od Ski Center Latemar, ponieważ jest to obecnie mój drugi ulubiony region narciarski. Do ośrodka można się dostać z trzech miejsc: Obereggen, Pampeago oraz Predazzo (kolejka startuje z okolicy stadionu przy skoczni). Region, który może poszczycić się licznymi trasami o różnej trudności. Do tego otoczony majestatycznymi górami. W sezonie letnim dla turystów przygotowano mnóstwo tras z pięknie położonymi punktami widokowymi. Trasy szerokie i łagodne dla narciarzy początkujących jak i trasy trudne, wymagające od narciarza wysokich umiejętności. Niestety moje zmęczenie po intensywnych pierwszych dniach dawało już o sobie znać i nie czułam się dobrze na stoku, szczególnie na trasie dla ekspertów, która nie wybaczała błędów!. Jeden dzień, aby poznać wszystkie trasy ośrodka oraz podziwiać widoki to niestety za mało.

Na koniec zostawiłam sobie Alpe Cermis w Cavalese, tzw wisienka na torcie. Znany ośrodek z telewizji a to za sprawą słynnego biegu kończącego Tour de Ski. Komentatorzy podkreślają, że trasa trudna i tylko najlepsi biegacze dają sobie z nią radę. Justyna Kowalczyk po biegu zawsze mówiła, że więcej tu nie wróci.
Ja nie zamierzałam na niej biegać tylko zjeżdżać, co nie było takie łatwe. Trasa stroma, wąska i długa. Dobrze przygotowana. Po bokach czerwone siatki zabezpieczające przed spadkiem w przepaść. Udało się i jestem z siebie dumna, że w miarę w dobrym stylu zjechałam i nie zaliczyłam przysłowiowej gleby.

Informacje o skipassach i regionach:
- Val di Sole - skipass: Skirama Dolomity ważny w 8 stacjach narciarskich: Madonna di Campiglio, Pinzolo, Folgarida-Marilleva, Pejo, Tonale-Ponte di Legno, Andalo, Folgaria. Więcej informacji o regionie -->> Val di Sole
- Val di Fiemme: skipass: Dolomity Superski obejmuje blisko 1200 km tras. Najważniejsze to: Cortina d'Ampezzo, Alta Badia, Kronplatz, Val Gardena, Val di Fassa, Marmolada. Więcej informacji o regionie -->> Dolomity Superski
 ~Szczepson~