niedziela, 7 czerwca 2015

Malaga na weekend

Po krótkiej nieobecności powracam na Półwysep Iberyjski. Pojawiła się interesująca propozycja spędzenia „popularnego” weekendu czerwcowego w Maladze. Nie musiałam długo nad tym myśleć.

Na wybrzeżu Costa del Sol byłam już kilka lat temu ale w czasie zwiedzania nie zdążyłam zobaczyć Kordoby. Szybkie uzgodnienie terminu urlopu w pracy  i decyzja zapadła – lecimy do Malagi!
Pierwsze popołudnie spędziliśmy na „wałęsaniu się” bez określonego celu po centrum Malagi oraz porcie. Tym razem w Maladze chciałam zobaczyć muzea. Każdy wie, że Malaga to miasto Pablo Picasso oraz Antonio Banderasa. Ten pierwszy ma już swoje muzeum, natomiast ten drugi często bywał w jednej z najlepszych winiarni „El Pimpi” – świadczy o tym autograf złożony na beczce po winie. Jedno i drugie miejsce odwiedziłam.

MUZEA W MALADZE
Pierwszym na naszej trasie było muzeum Museo Carmen Thyssen, które mieści się w XVI-wiecznym pałacu Palacio de Villalon. Na trzech piętrach można podziwiać sztukę hiszpańską głównie z XIX wieku podzielną tematycznie:  Starzy Mistrzowie (tutaj akurat królują rzeźby z XVI wieku), Romantyczne krajobrazy oraz kostumbryzm (sztuka przedstawiająca lokalny koloryt, zapoczątkowana w Hiszpanii – jak „mówi” wikipedia). Niestety najbardziej znanego działa Santa Maria pędzla Francisco de Zurbarana nie było w mieście – podobnie jak nasza krakowska Dama z Łasiczką, ona też lubi podróżować i udała się w tournee po świecie. Moją uwagę przyciągnęły sceny z życia Hiszpanów wiernie przedstawione przez malarzy. Barwy były żywe, idealne zagięcia w spódnicach tańczących hiszpanek jakby, co tylko skończyły wirować w rytm flamenco. Uważam, że czas nie był stracony, bez dzikich tłumów turystów mogłam spokojnie przyglądać się życiu XIXwiecznej Hiszpanii.

Jak już pisałam powyżej Malaga to miasto Pablo Picassa. Wprawdzie po 10 latach wyprowadził się z rodziną do La Coruny ale miasto pamięta o swoim Wielkim Artyście. W Palacio de los Condes de Buenavista można podziwiać dzieła sztuki tegoż autora. Była to już moja druga wizyta i nie wywarła na mnie takiego samego wrażenia. Właściwie to przeszłam obok dzieł Mistrza z lekką obojętnością – nie mam niestety wyobraźni jak Pablo więc powyginane i zniekształcone ciała nie potrząsają mą artystyczną duszą. Zdecydowanie jestem fanem tradycyjnego malarstwa. W muzeum spotkałam grupki uczniów w różnym wieku, które aktywnie brały udział w lekcji. Maluchy z ogromnym przejęciem opowiadały opiekunowi z muzeum, co widzą na prezentowanym obrazie (tak myślę, bo mówiły po hiszpańsku a moja znajomość kończy i zaczyna się na słowie gracias). Szkoda, że za moich czasów lekcje w muzeum nie były tak popularne. Może dziś byłabym kimś innym?

W przerwie pomiędzy muzeami weszliśmy jeszcze na krótkie zwiedzanie renesansowej katedry w Maladze. Nie lubię i nie potrafię pisać o kościołach, więc w telegraficznym skrócie - masywne ściany, olbrzymie organy, przepiękne stalle i mnóstwo kapliczek poświęconych różnym świętym patronom.
Kolejne muzeum, które chciałam zobaczyć w Maladze to Centre Pompidou Malaga – pierwsza zagraniczna filia słynnego paryskiego muzeum. Otwarte zostało pod koniec marca 2015 roku. Muzeum mieści się przy porcie. Na jego dachu znajduje się gigantyczna kolorowa kostka. To właśnie w tym miejscu koneserzy sztuki mogą podziwiać prezentowane obok siebie dzieła – Pablo Picasso, Marka Chagalla, Joan Miro, autoportret Fridy Kahlo oraz odlaną z brązu figurkę Hello Kitty autorstwa Toma Sachsa – niechlubny znak naszych czasów. Moją uwagę przykuła instalacja przypominająca klęczące kobiety – wykonana z folii aluminiowej.

Malaga to nie tylko nazwa miasta, ale także wina, które jest produkowane w okolicy. Miejsca, w których jest podawana nazywane są Bodegami. W każdej winiarni smakuje nieco inaczej – w jednej jest bardziej słodsze a w drugiej ma wyraźniejszą nutę ziół. Oczywiście jak wino to tylko w El Pimpi, gdzie bywał boski Antonio. El Pimpi faktycznie ma dobre wino, ale już z obsługą i atmosferą znacznie gorzej. Nie zawsze to, co jest najbardziej wypromowane smakuje najlepiej. Po dłuższym oczekiwaniu na kartę w języku angielskim (pisałam już o mojej znajomości hiszpańskiego) udało nam się zamówić po kieliszku wina oraz przekąski. Oczywiście jak tylko nasze zamówienia trafiło na stół, zniknęło z niego menu – nie ryzykowaliśmy kolejnego długiego oczekiwania na kartę i wzroku kelnera „jak to nie znacie hiszpańskiego” więc szybko opuściliśmy kultowy lokal.

Warta uwagi jest za to Bodega Quitapenas, na którą przypadkiem trafiliśmy w porcie. Oprócz wyśmienitego wina (przywiozłam butelkę do domu) mogą pochwalić się bardzo dobrymi tapasami i sympatycznymi kelnerami, którzy za każdym razem jak mijali nasz stolik dopytywali czy nam smakuje i czy niczego więcej nie potrzebujemy. W przeciwieństwie do młodych (czyt. niedoświadczonych) kelnerów w El Pimpi, ci w Quitapenas z niejednego pieca chleb jedli i zwyczajnie znali się na swoim fachu. Ja za namową znajomych skosztowałam pomidory z anchois, gorące krewetki w czosnku oraz pieczone sardele – wszystko smakowało wybornie.


WSKAZÓWKI PRAKTYCZNE:
* z Krakowa do Malagi można dostać się bezpośrednio samolotem należącym do irlandzkich linii lotniczych Ryanair. Lot w pierwszą stronę odbywa się w godzinach dziennych (ulubionych przez turystów), natomiast powrót jest o godzinie 06:00. Pierwsza kolejka z dworca w Maladze odchodzi około piątej nad ranem, a ostatnia przed północą. Najlepiej wziąć taksówkę – koszt ok. 20 euro, aby być o czasie na lotnisku imienia Pablo Picassa.
A Wy lubicie zwiedzać muzea w czasie wyjazdu?

~Szczepson~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz