Lizbona to stolicą Portugalii – oczywista oczywistość.
Zawitałam do niej w ramach wycieczki fakultatywnej z południowego
wybrzeża Algarve, o którym pisałam w notce „Algarve – portugalskie klify”.
Do tej pory zastanawiam się czy warto było, ponieważ ogromny niedosyt
pozostał, bo cóż można zobaczyć w ciągu 4 godzin w Lizbonie, z czego
dwie były przeznaczone na lunch. Taki już urok wycieczek fakultatywnych,
aby w pigułce i ekspresowym tempie pokazać najważniejsze atrakcje
turystyczne regionu, w którym spędza się urlop.
Klienci
w biurze często pytają mnie czy warto?, ponieważ wycieczka do
najtańszych nie należy. Ale zacznijmy od początku. Wcześnie rano
wsadzili nas do autobusu i piękną autostradą pomknęliśmy w kierunku
Lizbony – nic nie zapowiadało rozczarowania. Moi znajomi wiedzą, że nie
potrzebuję mapy, aby się odnaleźć (nie potrzebuję, ponieważ odległości
na mapie są dla mnie abstrakcją), więc rzut oka na mapę i z Albufeiry do
Lizbony nie było tak daleko ;-)
Po dwóch godzinach w autobusie
pojawiła się pierwsza myśl: „Panie przewodniku daleko jeszcze”, bo ileż
można jechać taki kawałek. Można!!! Po drodze jeszcze godzinna przerwa
na toaletę (40 osób w autobusie a każdy ma swoje potrzeby), więc do
Lizbony zawitaliśmy na dobre południe.
Do miasta wjechaliśmy po
moście wiszącym „Ponte 25 de Abril”, który przypomina Golden Gate z San
Francisco. Most ma długość ponad 2 km. Nad miastem góruje pomnik Cristo
Rei. Monumentalny posąg Chrystusa wzorowany był na pomniku Chrystusa w
Rio de Janeiro – jest dobrze widoczny prawie z każdego miejsca w
mieście.
Pierwszym punktem programu był Belem, miejsce skąd
odkrywcy wyruszali na podbój świata. Przypomina o tym "Pomnik Odkryć
Geograficznych". Znaleźć na nim można między innymi Vasco da Gamę oraz
Henryka Żeglarza (na zdjęciu ten pan ze statkiem w dłoni). Na mozaice u
stóp pomnika znajduje się mapa przedstawiająca trasy portugalskich
podróżników. Dobrze jest widoczna z tarasu widokowego, który mieści się
na szczycie pomnika. Obok pomnika wybudowana została Torre de Belem,
która jest symbolem ekspansji Portugalii. Niestety czasu na bliższe
zapoznanie się z wieżą nie było i tak spędziliśmy w Belem prawie
godzinę.
Następnie udaliśmy się do centrum, gdzie zaplanowany był
czas wolny, podczas którego mogliśmy na własną rękę „zwiedzać” Lizbonę.
Szybki lunch przerodził się jednak w blisko 2 godzinne biesiadowanie.
Właściciel restauracyjki bardzo polubił naszą grupkę i osobiście
pilnował czy niczego nam nie brakuje – szczególnie wina…
Po
wspaniałym obiedzie (tak, dlatego było warto jechać do Lizbony) jeszcze
szybki rzut oka na słynną lizbońską windę, na szczycie której jest
kawiarnia (muszę zaufać przewodnikowi, że jest) i odjazd w kierunku
Algarve. Wyjazd z Lizbony odbył się po 11 kilometrowym moście - zrobił
piorunujące wrażenie.
Z pewnością jeszcze wrócę do Lizbony, aby zobaczyć co kryje w sobie ta portugalska stolica.
A Wy co sądzicie o wycieczkach fakultatywnych? Czy warto brać w nich udział?
Przy stworzeniu notki pomagał mi przewodnik Wiedzy i Życia po Portugalii.
~Szczepson~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz