niedziela, 3 maja 2015

Madryt - stolica Hiszpanii

Hiszpanie mają to szczęście, że żyją w swoim kraju; morze - MAJĄ, góry ze śniegiem - MAJĄ, dobrą kuchnię - MAJĄ, tysiące interesujących miejsc - MAJĄ. Nie muszą opuszczać domu, aby "liznąć" trochę kultury i zobaczyć "coś innego".

Madryt – stolica europejska, siedziba królów, a że ja też z Królewskiego Miasta pochodzę, to wcześniej czy później na moim podróżniczym szlaku musiałam się tam zatrzymać - choćby na chwilę. Jest to jedno z ciekawszych miejsc na mojej mapie. Stolicę Hiszpanii odwiedziłam, BO…..chciałam zobaczyć na żywo mecz Realu Madryt. Tak, tak, tak moje piłkarskie serce należy do najbogatszego, najbardziej snobistycznego i wyżelowanego klubu na tym globie.

Z Krakowa są już bezpośrednie połączenia z wieloma hiszpańskimi lotniskami, między innymi z Madrytem. Z lotniska również sprawnie można dostać się do centrum – kolejką. Lotnisko oddalone jest od miasta o ok. 12 km.

Zwiedzanie rozpoczęłam od placu Puerta del Sol (brama słońca), na którym znajduje się pomnik króla Karola III Hiszpańskiego na koniu. Puerta del Sol to taki Krakowski Rynek, na którym odbywają się wszelkiego rodzaju wiece i manifestacje jak również zabawy sylwestrowe. Przy Puerta del Sol położony jest Budynek Poczty, w którym obradują radni autonomicznej prowincji Madrytu. Przewodniki donoszą, że w budynku, w którym obecnie znajduje się słynny fast food z żółtą literką M jako logo, kiedyś mieścił się kościół. Ot, ciekawostka dająca do myślenia, dokąd zmierza nasz konsumpcyjny tryb życia…..W okolicy Puerta del Sol znajduje się mnóstwo markowych sklepów i restauracji.

10 min spacerem od Puerta del Sol dojdziemy do słynnej Calle Gran Via – wizytówki miasta i znanym z pocztówek imponującym budynkiem „Metropolis”. Przy Gran Via mieszczą się liczne hotele, kościoły i muzea.

Ja swój szybki spacer przed meczem zakończyłam na największej w Hiszpanii stacji kolejowej Atocha. Od małego lękiem napawały mnie nasze stacje kolejowe – lub to, co miało pełnić ich funkcję. Stacja Atocha to mini ogród botaniczny z jeziorkiem, w którym pławią się żółwie. Nie czuło się znajomego zapachu moczu oraz wymiocin, w końcu bycie największą stacją zobowiązuje – ciekawe czy doczekam czasów, że na naszych stacjach kolejowych będzie tak pięknie i spokojnie.

Będąc w Madrycie – dokładniej każdy kibic piłkarski będąc w Madrycie musi odwiedzić Estadio Santiago Bernabeu i chociaż na chwilę poczuć magię tego stadionu. Mecze na nim rozgrywa Real Madryt – daruję sobie pisanie o klubie i piłkarzach….. tak daleko nam do piłkarskiej Europy, tak zazdroszczę Hiszpanom, że potrafią kibicować na poziomie. Futbol hiszpański to kwint esencja futbolu i tyle w temacie. Mecz to święto dla kibiców – już od rana czuje się w okolicach stadionu atmosferę meczu (hotel miałam 10 minut od stadionu). Na stadion dotarłam blisko 2 godziny przed meczem – udało mi się zrobić 3 rudy wokół imponującej budowli, która może pomieścić blisko 80 tysięcy kibiców. Z 80 tysięcy gardeł wydobywają się przyśpiewki motywujące Real do gry – szkoda, że mecz trwa tylko 90 minut :( ale dla takich chwil warto żyć. Obok mnie siedzieli kibice drużyny przeciwnej – potrafili docenić dobry futbol i cieszyli się zarówno z bramek Realu jak i swojej drużyny – niemożliwe? A jednak! Takie życie tylko w Madrycie.

Swój pobyt w Madrycie zakończyłam spacerem w pobliżu Pałacu Królewskiego, który jest oficjalną siedzibą królów. Księcia z bajki galopującego na białym koniu nie spotkałam ale też mi się podobało. Niedaleko pałacu przy placu Plaza de Espana znajduje się pomnik Cervantesa (autora don Kichota).

~Szczepson~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz